O co chodzi w szkole czy o co chodzi w edukacji?

O co chodzi w szkole czy o co chodzi w edukacji?

Od kilku dni w mediach społecznościowych, na profilach nauczycieli oraz w grupach nauczycieli przechodzi fala nowej, na pewno ciekawej kampanii „o co chodzi w szkole?”. Nauczyciele, edukatorzy odpowiadają na to pytanie, dając swoją interpretację, swoją odpowiedź na to pytanie.

Przyznam, że z pewnym zaskoczeniem czytam, oglądam, słucham wypowiedzi nauczycieli, edukatorów. Co łączy praktycznie wszystkie te wypowiedzi, to ten sam „błąd” w odpowiedzi na to pytanie.

Zainspirowało mnie to do podzielenia się swoimi przemyślenia w obszarze tego „błędu” bardziej niż odpowiedzenie na samo pytanie.

Temat, który poruszam poniżej jest ze mną od kilku lat, od jakiegoś czasu mówię o nim w mniejszych grupach podczas swoich szkoleń czy prezentacji. Teraz zdecydowałem się go w pełni opisać, ponieważ czuję, że trzeba jasnego, klarownego głosu w tym temacie.

 

Szkoła to nie edukacja.

To największy błąd i chyba największe kłamstwo, które zostało wprowadzone 200 lat temu i dziś już prawie nikt nie zauważa różnicy. Dziś, praktycznie wszyscy, używają tych dwóch różnych słów jako synonimów.

Czy tak jest w rzeczywistości?

Przyjrzyjmy się zatem tym dwóm określeniom i co za nimi stoi w praktyce.

 

Szkoła – SYSTEM

Tak, szkoła to nic innego jak system.

System w rozumieniu przestrzeni, która jest odpowiednio zorganizowana, sformalizowana, podlega prawu, regulacjom, strukturom, przepisom, itp. Nieważne gdzie i kiedy powstanie jakaś nowa szkoła, będzie działać od razu jak element systemu. Z tej definicji usunę „szkoły alternatywne”, myślę, że wszyscy wiedzą dlaczego.

Każda „Szkoła systemowa” spełnia poniższe kryteria:

  • Narzędzia tworzące system: klasy, przedmioty, oceny, testy, podręczniki, sprawozdania, dokumentacje, itp
  • Dorośli są pracownikami systemu i mają realizować jego politykę
  • Szkolenia pracowników nakierowane na ulepszenie elementów systemu, aby utrzymać system w jak najlepszej kondycji (przynajmniej teoretycznie)
  • Statystyka jest głównym kryterium oceny, bo można zmierzyć, porównać, zbudować rankingi, oceniać na ich podstawie, podejmować „obiektywne” decyzje
  • Podstawa programowa jako narzędzie realizacji polityki systemu
  • Rozwój szkoły (dorosłych) idzie przede wszystkim w kierunku lepszego działania systemu
  • Struktura sztywna, hierarchiczna służąca „sprawnemu” zarządzanie (patrz „dyrektorskie”), czyli wydawanie rozkazów/polecań i konieczność ślepego ich wykonania. Na samy dole są uczniowie, teoretyczni beneficjenci systemu.
  • Kij i marchewka jako głównie narzędzia „zarządzania”
  • Cały system oparty na następujących przekonaniach: władza wie najlepiej, czym bardziej w dół systemu tym głupsi wykonawcy, pracownicy są leniwi – trzeba nimi zarządzać poprzez rozkazy, bo inaczej im się nie chce albo „zepsują”
  • Beneficjenci szkoły (uczniowie, a nie dzieci) są: kształceni, wychowywani, nauczani, wprowadzani, mają przyswoić wiedzę, mają odtwarzać, aby praktycznie wszyscy wyrośli jako powtarzalny „produkt”, który ma realizować politykę państwa
  • W zależności od zmiany rządzących polityka oświatowa jest strategicznym lub mniej, narzędziem zarządzania społeczeństwem. W przypadku tego pierwszego podejścia najczęściej występują „reformy”, których zmiany są radykalne, odczuwalne przez cały system

To jest moje subiektywne spojrzenie. Jestem otwarty na krytykę, zakwestionowanie tych punktów.

Czy widzicie tu edukację? Ja widzę: opresję, siłę, władzę, autorytaryzm, politykę, sztywne zasady i reguły, które nie podlegają dyskusji.

Czy jest tu miejsce na dziecko? Może i tak, tylko pod jednym warunkiem – gdy całkowicie podda się systemowi. Ale gdy tak się stanie, to można już mówić o „uczniu”, jako produkcie tej maszyny, fabryki, systemu. Ci którzy się nie podporządkują są „słabi”, „niedostosowani”, „z trudnościami” a część z nich odchodzi do szkół alternatywnych jeśli rodzice wybierają dziecko, a produkt.

Szkoła, jako system, nie ma nic wspólnego z edukacją. Nie po to była tworzona!

W szkole nie ma miejsca na relację, emocje, więzi, potrzeby, serce, człowieka, bo 200 lat temu coś takiego po prostu nie istniało. A nawet gdyby, to były wtedy inne cele – przygotować posłusznych pracowników lub żołnierzy, koniec kropka. Choć ten czas czas dawno minął, to w szkole cały czas realizowana jest taka polityka? Dlaczego? „Bo zawsze tak robiliśmy” – lecimy na auto-pilocie, bezrefleksyjnie, bez zakwestionowania czy to służy dzieciom.

Reasumując, dziwię się, że praktycznie wszyscy, bez refleksji, mówią o szkole, jako miejscu gdzie wg nich odbywa się edukacja. Łączą te dwa, tak odległe światy, jako jeden byt. Ale to właśnie wynika z tego „błędu”, od którego zacząłem ten wpis.

Aby było to jeszcze bardziej zrozumiałe, to użyję analogii: „szpital – medycyna”

W szpitalu może, a wręcz powinna być medycyna (proces leczenia, uzdrawiania), ale szpital jest tak samo zbiurokratyzowanym systemem, że coraz trudniej znaleźć tam medycynę jako leczenie, pomaganie, uzdrawianie, empatię, relację, bezpieczeństwo emocjonalne. A przecież wiemy, że takie warunki są wręcz niezbędne do ozdrowienia, tak samie jak do uczenia się. Dziś szpital staje się bardziej miejscem, gdzie prawie na pewno złapiesz jakąś chorobę. Tak w samo w szkole szybciej dziś nabawisz się „choroby” związanej ze szkołą, a nie edukacją: fobia szkolna, depresja, wycofanie, psychosomatyczne reakcje na stres, próby samobójcze, ucieczki, porzucanie szkoły.

Szkoła to system – to pewna umowa, która została wymyślona 200 lat temu a przez to, że jest powtarzana codziennie to uwierzyliśmy, że w pełni zajmuje się edukacją, do której teoretycznie została powołana. Ale to my nie kwestionujemy, nie zadajemy pytań, nie mówimy NIE dalszym ograniczeniom edukacji, które narzuca system.

To jest naturalna, zrozumiała postawa, co jednak nie oznacza, że szkoła = edukacja. Wszyscy dorośli powinniśmy bardzo głośno mówić o tym, rozróżniać te pojęcia, aby wszyscy uczestnicy procesu edukacyjnego (nauczyciele, dzieci, rodzice) mieli tego pełną świadomość.

W szkole najważniejszy jest nauczyciel, jako pracownik systemu, który codziennie pilnuje, aby system działał. Wykonuje zleconą pracę, raportuje do góry. Tak było od 200 lat i tak dzieje się każdego dnia w szkole, fabryce, systemie.

Zdecydowana większość nauczycieli mówi w kuluarowych rozmowach, że najlepiej by się pracowało, gdyby nie było dzieci – wszystkie zadania byłyby wykonane doskonale, w zaplanowanym czasie i odbywałoby się to bez stresu dla nich – doskonałe warunki do pracy w systemie.

Reasumując, uważam, że na pytanie „o co chodzi w szkole?” powinny padać tylko odpowiedzi związane z systemem, bo to on tworzy i pilnuje szkoły. Będzie to wtedy prawidłowa odpowiedź na tak zadane pytanie. Ale myślę, że nie o to chodziło twórcom tej kampanii.

 

Edukacja – to rozwój jednostki

EDUKACJA (łac. educatio; od: educare — karmić, hodować, opiekować się; także od: educere — wyprowadzić, wydobyć, podnosić, wychować; lub od: edocere — gruntownie nauczać, wyuczać) — wyprowadzanie kogoś ze stanu gorszego do lepszego, wyższego, podnoszenie wzwyż.

Jakie są elementy tego procesu (a nie systemu)?

  • Dorosły, dziecko, moderator, zespół, środowisko, czas, narzędzia edukacyjne (metody), zarządzanie procesem edukacyjnym, modelowanie, oczekiwania, wyzwania, język, relacja
  • Celem każdej „lekcji” jest rozwój kompetencji, a obecna wiedza (podstawa programowa) służy jako kontekst, który stosujemy, aby rozwijać kompetencje.
  • Szkolenia dorosłych (przewodników, towarzyszy, pedagogów) skierowane są na rozwój tych poszczególnych czynników, etapów procesu, aby go usprawnić i zwiększyć jego efektywność, dla dobra ostatecznego beneficjenta – dziecka.
  • Usprawnienia procesu idą zawsze w kierunku rozwoju jednostki (dziecka) i czy całego zespołu („klasy”)
  • Kryterium sukcesu jest wzrost samoświadomości (intelektualnej i emocjonalnej), samodzielność, odpowiedzialność, samodzielnego myślenia, umiejętności rozwiązywania konfliktów, podejmowania decyzji, pracy i zabawy w zespole, bycie i współtworzenie dobrze działającej społeczności. Tu nie ma miejsca na statystykę, nie ma czego porównywać, nie ma miejsca na rankingi, nagrody, zwycięzców.

 

To tylko kilka, z tych ważniejszych, elementów procesu zwanego edukacją. Tu dziecko, nasz „uczeń” jest najważniejszy – bez niego, bez stworzenia bezpiecznej, partnerskiej relacji ten proces edukacyjny nigdy się nie powiedzie.

Tu, na pytanie „o co chodzi w edukacji?” powinny padać odpowiedzi w 100% związane z dzieckiem, z człowiekiem, z procesem (jego poszczególnymi elementami).

 

W odpowiedziach, które widzę, czytam jest to całkowicie pomieszane. Na pytanie o A odpowiadamy tematami z obszaru B i w sumie jesteśmy zdziwieni, że nie ma żadnej poprawy.

 

Dlaczego o tym piszę? Dlaczego uważam, ze jest to za ważne rozróżnienie?

„Słowa determinują naszą rzeczywistość”, zatem uważajmy na to co mówimy. Moja osobista odpowiedź jest taka, że jeśli nie masz porządku w głowie czym te dwie rzeczy się różnią, to jaką masz pewność komu pomagasz, a komu szkodzisz?

Podam przykład – szkolenia typu „Jak zwiększy motywację uczniów do nauki”, albo „Jak lepiej oceniać?” są szkolenia z obszaru szkoły (systemu) czy edukacji (procesu)? Czy uczestnicząc w nich pomagasz sobie jako urzędnikowi (nauczyciel w szkole-system), czy dziecku (edukacja – proces)?

Jeśli jesteś nauczycielem z powołania, chcesz służyć swoim dzieciom i swojej misji, to praktycznie 100% swojego czasu powinieneś poświęcać na rozwój w obszarze edukacji (procesu), a w szkoleniach systemowych (szkoła) uczestniczyć tylko w tych, które są niestety obowiązkowe, aby nie narazić się na kary.

To jeden aspekt. Drugi zaś, jest bardziej ulotny, trudny do uchwycenia.

Szkoła jako system należy do rządzących, a nie do nauczycieli. To jest ich gra, to oni ustalali i cały czas kontrolują zasady. Praca na rzecz szkoły pomoże tylko im, utrzyma tego „trupa” przy życiu, będzie codzienną kroplówką, którą podłączają nauczyciele ze swojej energii, ufając, że robią coś dobrego dla… edukacji.

Edukacja zaś należy w całości do nauczycieli i do dzieci. Zatem pełna świadomość, uważność w czyjej grze chcę uczestniczyć i na jakich zasadach, powinno być pytaniem, które nauczyciel stawia sobie na starcie każdego nowe roku szkolnego, czy każdego nowego dnia, jeśli trzeba. Jeśli interesuje cię edukacja, to tylko na niej się skup, tylko ją rozwijaj, tylko na niej się koncentruj. Póki masz wolność w swojej klasie, swoją autonomię, to masz ogromne pole do rozwoju edukacji. Każde dziecko z Twojej klasy, gdzie najważniejsza była edukacja, to ziarno, któremu dano doskonałe warunki do rozwoju. Dzięki tobie takich ziaren, które dorastały w „żyznej glebie” może być setki, tysiące, dziesiątki tysięcy i to one za 20-30 lat będą zmieniać świat na lepsze. Istnieje ryzyko, że może nigdy o tym się nie dowiesz, ale i tak warto się temu poświęcać każdego dnia.

 

Można powiedzieć „jestem smutny”. Można też powiedzieć „dziś odczuwam smutek” – ta, na przerywszy rzut oka drobna zmiana, ma jednak wpływ na całe nasze życie.

Dla mnie, tak samo jest z tymi pytaniami: „O co chodzi w szkole?” czy „O co chodzi w edukacji?” Przyznam szczerze, że póki te dwie kwestie są tak mylone tak powszechnie, to mam ogromne wątpliwości czy poziom edukacji zmieni się  w najbliższych latach.

Osobiście nie wierzę w zmianę systemu. I  nie chodzi mi tu nawet o polityków – po prostu, system jest przeżytkiem jak parowa fabryka z czasów XIX w. w czasach robotów i sztucznej inteligencji. Ale wierzę i sam codziennie się temu poświęcam, w rozwój edukacji. To niekończący się proces, znany nam od tysięcy lat, który ciągle ewoluuje i cały czas będzie.

Jednak wszystko zaczyna się od decyzji – czemu poświęcam swój czas, swoją energię, swoje serce? Systemowi czy procesowi? Politykom czy dzieciom? Co jest zgodne z moimi wartościami?

Dylematem, który prawdopodobnie ma każdy nauczyciel z powołania, jest jak pogodzić pracę dla systemu (szkoła) z powołaniem do pracy z dziećmi, młodzieżą (edukacja)? Nowe metody, skierowane na edukację dają również zaspokojenie potrzeb w obszarze systemu (w pewnej części), ale o tym w innym poście.

Pisząc swoje przemyślenia chcę zachęcić do zatrzymania się….i pomyślenia. Uświadomienia sobie różnic i dokonania świadomego wyboru. Nie oceniam tu treści wypowiedzi. Jestem absolutnie przekonany, że intencje wszystkich głosów są dobre i mogłyby przynieść pozytywne zmiany. Ale chyba dobrze wiemy co się z nami dzieje, jak się czujemy, gdy znów z dobrej i wspaniałej myśli praktycznie nic nie przełożyło się na skuteczną realizację.  Chciałem tym głosem zwrócić uwagę, gdzie kierujemy naszą aktywność, nasze serce. Robiąc to uważnie, mamy zdecydowanie większą szansę na sukces.